niedziela, 27 grudnia 2015

Sześć: Radość ma słodki smak



Warszawa, czerwiec 1939

Franek podniósł się z podłogi, niezgrabnie zrobił kilka kroków i z powrotem pacnął na ziemię, zanosząc się śmiechem. Majka patrzyła rozbawiona na te próby chodzenia małego, zachęcając go do kolejnych.
– Dzisiaj przyjdzie Piotrek z dziewczynami? – spytał Adam, wchodząc do salonu w rozpiętej koszuli.
– Na obiad. – Pokiwała głową, podając Frankowi zabawkę. – Ewa podobno już zaczyna mówić.
– Ma prawie dwa lata.
– Półtora – poprawiła go. – Chodzi mi o zdania złożone, Adasiu – mruknęła z politowaniem, chichocząc.
– Nie bądź już taka złośliwa. – Usiadł obok żony i pocałował ją lekko w policzek. – Trzeba nakryć do stołu i dokończyć gotowanie.
– Nie wiem, na co czekasz – zażartowała Majka, podnosząc się i kierując do kuchni. – Masz ze mną po prostu za dobrze, Adasiu. Ugotuje, wypierze, posprząta i jeszcze pomoże zawiązać krawat.
Adam zapiął koszulę i spojrzał ukradkiem na Franka, który ciągle ćwiczył chodzenie. Teraz złapał się sofy i powoli przesuwał się w kierunku ojca z szerokim uśmiechem na twarzy, zupełnie jakby chciał pokazać całemu światu, jaki jest z siebie dumny.
– Brawo. A teraz chodź do tatusia. – Adam wyciągnął ręce do Franka, który zaśmiał się głośno i po chwili do niego dotarł.
Adam kochał syna całym sercem. Nie spodziewał się, że ojcostwo będzie takie piękne, chociaż żałował, że spędzał z rodziną znacznie mniej czasu niż jeszcze do niedawna. Gdy Majka zaszła w ciążę, na prośbę Adama zrezygnowała z pracy i zajęła się domem. Niestety, przez ostatnie miesiące sytuacja w kraju stała się tak napięta i niepewna, że Adam pracował kilka godzin więcej, by jak najwięcej zarobić. Ceny szły w górę, wszędzie straszono agresją Niemiec i Związku Radzieckiego, ale każdy miał jeszcze nadzieję, że ostatecznie do niczego złego nie dojdzie.
Martwił się też o przyszłość syna. Franek skończył niedawno rok, a zapowiadało się, że przynajmniej najbliższe miesiące nie będą dla niego zbyt szczęśliwe. Wojsko się mobilizowało, a mimo to prasa i radio milczały; na razie mówiono głównie o wyjątkowo upalnym lecie, które przybyło do Warszawy. Adam jednak miał świadomość, że szykuje się coś o wiele gorszego niż wysokie temperatury.
Nie chciał tego ani dla Majki, ani dla Franka, tylko co on mógł zrobić?
– Przynieś mi ten biały ozdobny obrus, leży w szafce nad łóżkiem – poprosiła z kuchni Majka, odgarniając z twarzy długie do ramion rude włosy, które niedawno obcięła.
Adam wykonał polecenie żony, odganiając się od ponurych myśli. Przynajmniej raz dziennie nawiązywała się rozmowa o wiszącej nad krajem wojnie; każdy miał swoje zdanie na ten temat, ale mimo wszystko jedno było pewne: nastroje nie sprzyjały pokojowi. Z każdym kolejnym dniem Adam budził się z dziwnym uczuciem, że cała ta sytuacja nie skończy się dla nikogo szczęśliwie.
– To ten? – spytał, a gdy Majka żywo pokiwała głową, zabrał się do nakrywania stołu. Musiał pilnować, by ciekawski Franek nic nie strącił swoimi małymi rączkami. Mały lubił wszystko, co się błyszczało i ruszało, więc noże i widelce były dla niego wyjątkowym zagrożeniem.
Gdy wszystkie dania były gotowe, Majka zdjęła pośpiesznie fartuszek i zniknęła w sypialni.
– Muszę się przebrać w coś odpowiedniego. – Usłyszał przez drzwi. – Jeśli przyjdą, to otwórz od razu i nie czekaj na mnie.
Majka zdążyła jednak założyć piękną kwiecistą sukienkę jeszcze przed przybyciem gości. Gdy wyszła, gotowa i pachnąca delikatnymi perfumami, które dostała od dalekiej krewnej jeszcze z okazji ślubu, Adam nie mógł oderwać od niej wzroku. Do tej pory uważał, że decyzja o obcięciu jej długich rudych loków była co najmniej zła, teraz jednak, z delikatnie upiętymi do góry puklami, prezentowała się po prostu olśniewająco. Mimo że nie zrobiła makijażu, to wyglądała zdecydowanie inaczej.
– Jak zwykle czarująca. – Pocałował ją lekko w usta.
– Bo jeszcze się zarumienię – mruknęła, uśmiechając się przebiegle.
Wtedy właśnie powietrze przeciął ostry dźwięk dzwonka. Majka wyminęła Adama i na palcach podeszła do drzwi, by je otworzyć. Piotrek, ubrany w elegancką koszulę, trzymał na rękach Ewę, uroczą blondyneczkę z błyszczącymi zielonymi oczami, natomiast Ania założyła, podobnie jak Majka, sukienkę w kolorowe kwiaty.
– Hej, wchodźcie, wchodźcie. – Zapraszała ruchem dłoni Majka. – Czekaliśmy na was z niecierpliwością.
Wszyscy przeszli do salonu i usiedli przy stole. Adam wziął Franka na ręce i zaczął go kołysać, chcąc go uśpić – w końcu nadchodziła pora jego codziennej drzemki.
– Co u was słychać? – łagodnie spytała Ania, odgarniając włosy z twarzy. – Jak Franek?
– Rośnie tak szybko, że co chwila muszę mu szyć nowe ubranka – przyznała Majka. – Nie nadążam za tym, jak słowo daję. Ale powoli uczy się chodzić, ma już wszystkie zęby i zaczyna mówić coraz więcej… No i nie budzi się już pięć razy w ciągu nocy, a tylko trzy – zaśmiała się. – A wasza Ewka? Za każdym razem gdy ją widzę, wydaje się większa niż wcześniej.
– Bo to prawda – przyznał Piotr, patrząc, jak jego córka bawi się szmacianą lalką, siedząc obok niego na sofie. – Co dwa tygodnie Ania musiała szyć jej nowe sukienki, ledwo nadążała kupować kolejne nici i materiały. Byłem w szoku, gdy mała jednego dnia jeszcze nie miała zębów, a następnego nadawała jak katarynka. – Pokręcił głową.
Franek usnął, więc Adam przeniósł go na sofę. Ewa popatrzyła na niego uważnie, zbliżyła nieco, a potem dziwnie się uśmiechnęła.
– Tato, ja będę panią Biernacką – powiedziała powoli, sepleniąc nieco. – Ja ożenię się z Frankiem!
Wszyscy zaczęli się śmiać, tylko Ewa nie rozumiała, o co wszystkim chodzi. Adam był pod wrażeniem tego, że nie mając jeszcze dwóch lat, mówiła tak płynnie i nawet wyraźnie. Kiedy jego Franek się tego nauczy?
– Niezła z niej gaduła – przyznała Ania. – Od kiedy nauczyła się słowa „mama”, nawija jak szalona. Słowo daję, że mówi lepiej niż chodzi, a to też idzie jej całkiem nieźle.
– Ja nawet nie zauważyłam, kiedy Franek zaczął stawiać pierwsze kroki – przyznała Majka. – Tak jak mówił Piotruś, jednego dnia Franek leży sobie w beciku i potrafi jedynie spać i płakać, a następnego łazi po całym mieszkaniu i bierze do ust wszystko, co dostanie mu się do rąk.
– Rodzicielstwo jest męczące, ale satysfakcjonujące – podsumował Adam. – To kto ma ochotę na kieliszeczek?
Sięgnął po wódkę stojącą na stole.
– No, widzę, że mamy tu całkiem niezły towar – przyznał Piotr. – Skąd ty to wytrzasnąłeś? Przecież w sklepach wszystko znika, niedługo nawet nie będzie można dostać pół bochenka chleba.
Nad stołem zawisła ciężka cisza. Wszyscy od razu pomyśleli o jednym – wojnie, która stawała się powoli realnym zagrożeniem. Wciąż dziwili się, dlaczego prasa tak niewiele wspominała o napiętej sytuacji politycznej.
– Nie wiadomo przecież, co Hitler chce osiągnąć – zastanowiła się Ania. – Czy chodzi mu jedynie o nasze tereny, czy o coś więcej…
– To chory człowiek, którego trzeba się bać – podsumowała Majka. – Przecież nikt normalny nie wygaduje takich rzeczy… Mało tego, te wszystkie wydarzenia w Niemczech, przecież to przestępstwa, a nikt nie chce nazwać tego po imieniu! Zobaczycie, że zrówna wszystko z ziemią.
– Miejmy nadzieję, że do żadnej wojny nie dojdzie. Przecież Niemcy muszą się opamiętać… – powiedział Adam. – Na razie o tym nie myślmy. Wszystko się jeszcze ułoży.
– Nie wiem, co o tym sądzić, naprawdę. Niby nikt nie mówi głośno o wojnie, ale wszyscy i tak się boją. Liczę na to, że skończy się tylko na strachu. – Ania pokręciła głową. – Przecież to jest po prostu straszne.
Wszyscy mieli rację: coś się szykowało, ale nikt nie chciał nawet myśleć o wojnie. Obawiali się, że jednak dojdzie do tragedii i powtórzy się sytuacja z Wielką Wojną: przez ogromne zniszczenia trzeba będzie wszystko od nowa budować i odnawiać. A dopiero co Warszawa w miarę stanęła na nogi…
Atmosfera miłego i zabawnego spotkania kompletnie się ulotniła – zostało jedynie napięcie i strach, który opanował dorosłych. Nie pomogły nawet dzieci, które po chwili zaczęły dawać o sobie znać i rozśmieszały rodziców.
Po skończonym obiedzie i rozmowie wciąż zmierzającej ku polityce Ania, Piotrek i mała Ewa pożegnali się i wrócili do domu. Majka przez ten czas posprzątała po gościach, a Adam zajął się Frankiem: przewinął go, nakarmił i z powrotem ułożył do kolejnej drzemki.
Wieczorem oboje siedli koło siebie na sofie ze szklankami wypełnionymi parującą, gorącą herbatą. Majka oparła głowę o ramię męża i ciężko westchnęła.
– Boję się o Franka – wyszeptała, odstawiając kubek na szafkę obok. – My jak my, ale to takie małe dziecko… Świat stoi przed nim otworem, ma szansę na ogromny sukces, jeśli jednak wybuchnie wojna… Co wtedy zrobimy?
Adam pokręci głową; nie wiedział, co odpowiedzieć żonie.
– Może powinniśmy opuścić Warszawę? – nagle spytała Majka, wyraźnie się ożywiając. – Pojedźmy do Wilna – zaproponowała nagle. – Przecież mieszka tam cała moja rodzina. Możemy zamieszkać u moich rodziców na jakiś czas, a potem znajdziemy sobie jakieś nieduże mieszkanie…
Adam zmarszczył brwi.
– Nie powinniśmy wpadać w panikę – odparł rzeczowym tonem. – Przeprowadzka nic nie da. Zresztą, wiesz dobrze, że jestem jedynakiem i nie chciałbym zostawiać tutaj rodziców samych. Są w podeszłym wieku, pracują na wsi pod Warszawą i obawiam się, że ciężko by im było z moją przeprowadzką, a tak przywiązali się do swojego domu, że za żadne skarby go nie opuszczą.
– A moi rodzice?
– Mają jeszcze pozostałe córki i synów. Przecież tylko ty wyjechałaś – zauważył, całując żonę w czoło. – Nie podejmujmy pochopnych decyzji. Niby czym przeprowadzimy się do Wilna? Nie mamy samochodu ani nawet konia. Przecież nie zabiorę rodzicom tego starego osła. – Majka zachichotała. – Zostańmy na razie w Warszawie i poczekajmy na rozwój wypadków. Nie przejmujmy się na zapas, dobrze?
Majka wzięła głęboki wdech.
– Nie chcę, żeby Frankowi się coś stało – mruknęła. – Może w Wilnie bylibyśmy bardziej bezpieczni?
– Nic mu się nie stanie – powiedział zdecydowanym tonem Adam. – Kochanie, nie wpadajmy w panikę. Nikt nie mówi o wojnie, wątpię, by wybuchła. Oczywiście nie chcemy powtórki sprzed dwudziestu lat, jednak spójrzmy na to realnie: sytuacja polityczna, owszem, jest napięta, ale na pewno wszystko jeszcze wróci do normy. Lepiej spójrz za okno, zobacz, jak piękne lato nam się zbliża.
Nagle Majka zaczęła się wiercić niespokojnie.
– A wojsko? Armia? Adaś, a jeśli postanowisz wstąpić? Co ja wtedy zrobię sama z małym dzieckiem? – Zaczęła panikować od nowa.
– Kochanie, nawet tak nie myśl. – Objął ją i pocałował w czubek głowy. – Do żadnego wojska się nie wybieram, chcę dalej pracować jak teraz. A ciebie i Franka na pewno nie zostawię, obiecuję. Proszę, uspokój się, bo twoje czarne myśli przenoszą się na mnie. Nie możemy wpadać w panikę, bo właśnie tego od nas oczekują. Weź głęboki wdech i choć przez chwilę nie myśl o polityce, tylko o Franku. Zobacz, urósł, ma kolejne zęby, zaczyna mówić i stawia pierwsze kroki. Skupmy się na tym, dobrze?
Majka pokiwała głową. Może Adam miał rację? Może denerwowała się na zapas? Nic nie zostało przesądzone, przecież nie musi dojść do konfliktu zbrojnego. Przyszłość jej, Adama, a zwłaszcza Franka nie była jeszcze skreślona.
___________________________________
Przepraszam za ten tygodniowy poślizg.
Rozdział jest sprawdzony, w miarę poprawiony, ale przyznam, że cały czas coś mi w nim nie pasuje... Jak zresztą w całym opowiadaniu.
Teraz muszę przejść do znacznie mniej przyjemnej części. Coś jest nie tak: z bohaterami, ze stylem i całym opowiadaniem. Nie wiem, gdzie leży problem, wciąż go szukam. Najgorsze jest to, że od września napisałam jedynie rozdział, który jest co najmniej słaby. Gdy jeszcze wymyślałam tę historię, to wydawało mi się, że ma ona ogromny potencjał, w tym momencie mam mnóstwo pomysłów na nowe opowiadania, a to tutaj... jakby się wypaliło.
Nie rzucam tego bloga, postaram się skończyć opowiadanie, ale obawiam się, że na tę chwilę muszę zrezygnować z regularnie dodawanych rozdziałów. Chcę jeszcze przemyśleć kolejne wątki, jakoś zebrać się do napisania kolejnych części. Może po prostu muszę odpocząć od pisania? Zastanawiam się, czy na razie nie zacząć innej historii, ale wątpię, czy będę ją publikować.
Na razie zostawiam Was z tym krótkim rozdziałem. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny, mimo że jest już napisany. Liczę, że zrozumiecie; jednocześnie absolutnie nie będę całkowicie rezygnować z blogowania, na ten moment zamierzam jedynie czytać Wasze opowiadania. 
Wasza Elif

7 komentarzy:

  1. Nadal jest dość... spokojnie i czuć tę miłość w rodzinach, spokój, ale już widać to widmo wojny i strach... nawet jeśli nie chca o tym muyśleć> może dobrze zrobiliby, gdyby pojechali do Wilna, choć i tak dobrze by nie było... Ech, aż mi sie chce płakać na samą myśl na to, co czeka bohaterów.
    Jeśli chodzi o Twoje zastrzeżenia co do tego opowiadania - styl jest bardzo dobry, bohaterowie w porządku, trochę szybko biegniesz w czasie, ale chyba to dobrze, bo widać, że te rozdziały to tylko taki wstęp do II wojny światowej. Myślę, że zdecydowanie przesadzasz. Problemem może okazać się historia pod względem merytorycznym, jeśli chcez być wiarygodna, musisz zrobić niezły reserach, żeby to się zgadzało z prawdą. Ale wierzę, że będzie dobrze. Rozumiem potrzebę odpoczynku, szczególnie jeśli piszesz takie opowiadanie, ale myślę,że jest naprawdę dobrze.
    Zapraszam na świeżo dodaną nowośc na zapiski-condawiramurs.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zmieniłam adres na niezaleznosc-hp.blogspot.com -zapraszam serdecznie. a kiedy pojawi się nowość tutaj?:)

      Usuń
  2. Korzystam z okazji chyba już ostatniej w tym roku, aby zajrzeć do Ciebie. Eh, wątpliwości chyba każdy je ma. Przynajmniej raz w życiu. Moje ostatnie miniopowiadanie też wyszło średnio, ale teraz planuję zacząć nowy cykl o Jane Eyre zanim napiszę przynajmniej dwa rozdały opowieści o losach nauczyciela literatury z Tuluzy. Nie przepraszaj więc za tygodniowy poślizg może problem tkwi w rodzaju, jaki wybrałaś wojna to w ogóle ciężki kawałek chleba. Poza tym odnoszę wrażenie, iż znacznie lepiej wychodziło Ci, gdy akcja nie rozgrywała się w Polsce. Może to zaklęty krąg. O samej treści w sumie trudno powiedzieć coś poza pochwałą dobrego przekazania niełatwej odczuć Adama. Chyba zaczynam go lubić. w oczy rzucił mi się fakt, iż sporo razy używałaś imion obojga bohaterów. Tak, wyjazd do Wilna nie jest złym pomysłem. Choć wojna i tam zbierze swoje żniwo. trzymam kciuki za powrót do owocnego tworzenia. Na Nowy Rok najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na razie nie jest źle, więc nie wiem co Ci nie pasuje. Później, gdy zaczniesz opisywać wojnę może być ciężej z pisaniem i zachowaniem wiarygodności. A co do rozdziału to znów czas strasznie przyspieszył. Dzieci rosną jak na drożdżach i wydają się naprawdę urocze. Fajnie, że przyjaciele trzymają się razem, podczas obiadu było czuć zarówno tę miłą atmosferę jak i później obawy przed wojną. Bohaterowie starają się myśleć pozytywnie, ale to oczywiste, że nikt nie chce wojny i liczy na uspokojenie sytuacji. Nie dziwię się też, że Majka chciałaby opuścić Warszawę, ale z drugiej strony rozumiem także stanowisko Adama. Nie ma co siać paniki (tak bym pewnie myślała, gdybym nie wiedziała nic o historii).
    W każdym razie nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwie czekać na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że napiszesz coś o Hani.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybko ten czas leci. Dzieci rosną, dorośli żyją normalnym życiem, są szczęśliwi. Aż nie chcę myśleć o tym, że ta radość nie potrwa już długo i co więcej w tak okropny sposób zostanie przerwana.
    Rozumiem stanowisko Majki, że wolałaby opuścić Warszawę, ale pewnie bierze się to głownie z tego, że wiem, co będzie się tak działo. Gdybym była na miejscu bohaterów pewnie trzymałabym stronę Adama i spokojnie czekała na rozwój wydarzeń, nie wyobrażając sobie takich okrucieństw, jakie mają nadejść.
    Do tej pory uważam, że opowiadanie jest bardzo dobre. Może po prostu potrzebujesz trochę odpoczynku od tego opowiadania, by dokładniej poukładać sobie w głowie kolejne wydarzenia. No i sam temat także nie jest łatwy, bo trzeba interesować się historią lub spędzić dużo czasu na szukaniu informacji odnośnie życia ludzi w tamtym okresie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To już? : o Nawet nie wiem, kiedy skończyłam czytać sześć rozdziałów! Mam nadzieję, że wrócisz do opowiadania i dostaniesz nowego natchnienia, bo naprawdę mi się podoba. Ciągle czekam na wrzesień i co wtedy zrobią bohaterowie. Czy Hania i Adam na nowo spotkają się? Może na wojnie właśnie? Co będzie z małym Frankiem, gdy wybuchnie wojna? No i co z małą Ewą. To było urocze, gdy powiedziała, że będzie kiedyś żoną Franka, byłoby miło, gdyby tak się stało :). Denerwuje mnie Wiktor, nie dziwię się dylematom Hani, bo chyba każdy miałby taki dylemat moralny, w dodatku nie byłabym taka pewna, czy Wiktor ją kocha, czy wyłącznie podoba mu się jej uroda i śpiew... Żal mi bardzo Hani, ale czytając komentarze, widzę, że chyba jestem nieliczną, której wątki Adasia bardziej się podobają :p.
    Trzymam kciuki za powrót :). Całuski.
    http://unicestwienie.blogspot.com <- kiedyś skomentowałaś prolog (w lipcu xD) i dzisiaj napisałam rozdział 1 :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam na tego bloga po przeczytaniu twojego opowiadania "Twoje marzenie" na Watt'padzie. Jesteś po prostu genialna! Podziwiam twój talent i łatwość z jaką piszesz. Te sześć rozdziałów na tym blogu przeczytałam bardzo szybciutko i wciąż mi mało. Mam nadzieję, że niedługo dodasz kolejny rozdział :)
    A w wolnej chwili zapraszam Cię do sibie :)
    http://anarietta-stories.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Za zostawiony spam będę gryźć.

Mrs Black bajkowe-szablony